Basia pozdrawia Was ze swojego cudownego domu adopcyjnego, gdzie stała się prawdziwym członkiem rodziny!
Czy poznajecie tą dziewczynkę? Bo ja sam nie mogłem jej rozpoznać. To Basia, a obok jej synek Bartuś.
Basia na wiosnę zmieniła zupełnie kolor! Z brązowej jak jej synek stała się… nawet nie wiem jak określić ten kolor. Szara? Szarobrązowa? Srebrzysta? W każdym razie wygląda całkiem inaczej!
Jej synek Bartuś pozostał brązowy. I przerósł już mamę jeśli chodzi o wysokość – wszerz wciąż jeszcze mu dużo brakuje 😉
Widzicie jak urósł nasz mały Bartuś, synek Basi? Kiedy go uratowaliśmy razem z mamą, był malutki. A teraz już duży z niego kuc 😉 Często chodzi już bez mamy – to taki przejściowy okres między byciem małym źrebaczkiem a młodym dorosłym koniem.
Bartuś żyje, rośnie i bawi się z innymi źrebakami tylko dzięki Wam. To Wasza zasługa. Dziękujemy – ja, Bartuś i mama Bartusia, Basia!
29.11.2022
Od dziś synek Basi będzie miał na imię Bartuś. Piękne imię i bardzo do niego pasuje. Na pewno będzie szczęśliwy.
To wspaniałe imię zaproponowała pani Marzanna Adamyan. Imię zgromadziło najwięcej serduszek.
Gratuluję pani Marzannie dobrego pomysłu a Bartusiowi wspaniałego imienia.
Ogłaszam konkurs na imię dla synka Basi.
Konkurs będzie się odbywał na facebooku. Zasady poniżej.
Każda osoba może w komentarzu zaproponować imię dla synka Basi. Imię musi się zaczynać na literkę B.
Pod propozycjami w komentarzach, które się Wam spodobają stawiajcie serduszko.
Imię, które zbierze najwięcej serduszek wygra konkurs. Synek Basi będzie je nosił dumnie do końca życia.
Konkurs trwa do końca tygodnia.
W piątek przyjechały do mnie uratowane dzięki Waszej wspaniałej pomocy Basia i jej synek.
Po niedzieli zajrzy do nich weterynarz i kowal, ale już teraz widać, że są w dobrej kondycji. Mają dobry apetyt i są energiczne. Może nawet zbyt energiczne, zwłaszcza ten maluch. Złapać go to nie lada wyzwanie.
Synek Basi nie ma jeszcze imienia. Ale jakoś na początku tygodnia zrobię konkurs na fejsbooku na imię dla niego. Możecie już o nim mysleć, musi być na literę B.
Jeszcze raz dziękuję Wam bardzo za pomoc w ich ratowaniu. ta słodka rodzinka żyje tylko dzięki Wam.
Wiesz, jak wygląda końska rozpacz i strach?
Widziałem je nie raz. W stęchłych komórkach, gdzie obornik lepi się do podeszwy, a jego fetor zatyka płuca i szczypie w oczy, powiązane rzeźnickimi linami, stoją konie skazane na rzeź. Jak w szeregu stoją, jeden koło drugiego. Przerażone, drżące, wiedzące co je czeka. Wychodząc stąd, walą co sił w stalowy trap jakby żegnały się ze światem. Gdy wejdą na ciężarówkę rzeźnika jadą prosto do piekła. Stamtąd żaden koń nie wraca.
Strach i przerażeni koni skazanych na rzeź, widziałem wiele, zbyt wiele razy. I nie wiem która rozpacz jest najgorsza. Czy ta dziecka, siłą zabranego od matki walczącego w panice na zaciskającej się rzeźnickiej linie. Nie rozumiejącego, że to koniec. Że ukochana mama odeszła już na zawsze. Ze żadne wołanie o ratunek nic nie zmieni, bo w świecie ludzi ich wartość dyktuje tylko waga mięsa.
Czy większa tragedia dosięga klacz, której siłą zabierają dziecko? Ta końska matka wie, że nadchodzi śmierć. Rozumie, że nie może ocalić swojego dziecka. Nawet nie może sprawić, by się nie bał. Nie może nic, zupełnie nic, bo człowiek zdecydował, że dla pieniędzy muszą zostać zabici.
Te dwa konie znalazłem u handlarza. Zamknięte w ciemnym pomieszczeniu, bez możliwości ucieczki, bez szansy na życie. Stały tam, wtulone w siebie, tak bardzo się bały, że nie chciałby wziąć nawet marchewki ode mnie. Stara Basia starała się chronić swoje kilkumiesięczne dziecko. Zasłaniała synka jak tylko mogła, szturchała nosem by nie podchodził. W ich oczach było widać tylko strach i panikę. Lina napięta wrzynała się im w głowy, ale te sznury rzeźnickie nigdy się nie rwą. One choć cienkie, nie puszczają, prowadzą na taśmę śmierci kolejne konie.
Tu, gdzie Basia czeka ze swoim maluszkiem na wywóz do ubojni, nie ma litości dla nikogo. To, że to matka z dzieckiem na nikim nie robi wrażenia. Przecież młode mięso kosztuje najwięcej, a tylko to się liczy w takich miejscach.
W ostatnich dniach podarowaliśmy życie czterem koniom, w tym Kubusiowi i jego mamie. Razem możemy uratować też Basię i jej dziecko.
Proszę o pomoc. Cena ich życia to 3500 zł. 900 zł zaliczki już wpłaciłem handlarzowi. A do piątku muszę dostarczyć brakujące 2900 zł.
Proszę, pomóżmy im. Tylko razem możemy ich uratować.