Dziś u Lusi i Tosi był kowal. Miał ręce pełne roboty.

Dziś był u nas kowal i zajął się kopytami uratowanych zwierząt.
Werkowana była staruszka Lusia. Ośliczka chodzi w opatrunku, miała głęboki i duży ropień w przednim kopytku ale udało się zebrać nadmiar rogu z pozostałych puszek. Nie była zachwycona, ale tym razem nie kopała 😉 złość została załagodzona jabłkami. Lusi kopytka są krzywe i zaniedbane, przed nią wiele korekcji, ale ze względu na jej wiek, rozczyszczanie ma na celu zapewnienie jej jak najlepszej mobilności i komfortu życia. Podobnie jest w przypadku równie wiekowej Tosi. Tosia była bardzo grzeczna, ale widok był smutny. Ten mały konik boi się każdego ruchu człowieka. Zamiera, gdy się coś od niej chce, dlatego stała i nie wyrywała nóg przy korekcji. Tosia ma stary ochwat z uszkodzeniem kości kopytowych, nie da się jej wyleczyć, nigdy nie będzie galopowała ale radzi sobie bardzo dobrze, chętnie spaceruje, co jest dobrą wiadomością. 

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Tosia ma swoje lata, ale najpewniej jest źrebna. Ma duży brzuch, choć sama nie jest w najlepszej kondycji żywieniowej. Ten koń musiał bardzo wiele wycierpieć z rąk człowieka.
Podejrzanie gruba jest także Klaudynka, w ocenie weterynarza, który ją oglądał, jest źrebna. Jej kopytka są w najgorszym stanie. Kość kopytowa jest blisko podeszwy, zapadła decyzja, że najlepszym dla niej rozwiązaniem będzie okucie ortopedyczne. W piątek Klaudynka będzie miała założone specjalne podkowy.
W piątek kolejna porcja wieści o kopytach.
Bardzo Wam dziękuję za pomoc w uratowaniu im życia. Dzięki Wam właśnie mają możliwość skorzystania z pomocy kowala. Niektóre pewnie pierwszy raz w swoim długim życiu, one wszystkie są pełnoletnie. Od dawna.

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Przekaż darowiznę z hasłem pomagam  na konto:

MBANK: 84 1140 2004 0000 3302 8248 4626

PayPal: kontakt@razemdlazwierzat.pl

bLIK: 535 501 501 

Fundacja Razem Dla Zwierząt
Nowy Wilków 37A 05-155 Leoncin

NUMER KONTA DO WPŁAT W EUR
PL90 1140 2004 0000 3012 1800 7761
BIC BREXPLPWMBK

pomagam

wybierz kwotę

lub

Wyślij SMS o treści

RAZEM

na numer      7420    (koszt 4,92 pln)

na numer      7928   (koszt 11,07 pln)

i kup tapetę
Regulamin tapet

Uratowana dzięki Waszej pomocy Klaudynka wczoraj do mnie przyjechała.

Wczoraj po południu przyjechała do mnie uratowana dzięki Waszej pomocy Klaudynka.

Klaudynka trochę pokasłuje i musi ją obejrzeć weterynarz. Kopyta ma po ostrym ochwacie i z trudem się porusza – kowal będzie miał ręce pełne roboty.

Ale ogólnie to Klaudynka jest w przyzwoitym stanie, nie jest jakoś mocno wychudzona. Ma bardzo dobry apetyt, od razu rzuciła się na trawę. Tam u handlarza pewnie stała cały czas w boksie i widziała tylko siano.

Klaudynka ma spokojne usposobienie i na pewno sobie znajdzie miejsce w stadzie.

Jeszcze raz dziękuję z całego serca za pomoc w jej uratowaniu.

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Przekaż darowiznę z hasłem Klaudynka  na konto:

MBANK: 84 1140 2004 0000 3302 8248 4626

PayPal: kontakt@razemdlazwierzat.pl

Fundacja Razem Dla Zwierząt

Stare Polesie 25B 05-155 Leoncin

Klaudynka

wybierz kwotę

lub

Wyślij SMS o treści

Klaudynka

na numer      7420    (koszt 4,92 pln)

na numer      7928   (koszt 11,07 pln)

i kup tapetę
Regulamin tapet

Lusia z dnia na dzień czuje się coraz lepiej.

Lusia z dnia na dzień czuje się coraz lepiej i wraca do zdrowia. Po przyjeździe była bardzo słaba, często się kładła i nie miała siły wstać. Musiałem ją podnosić. I tak było przez kilka dni, tak, że się o nią bałem. Ale całe szczęście jest coraz lepiej. Lusia dużo spaceruje, ma dobry apetyt. Została też odrobaczona. Widać gołym okiem, że wraca do zdrowia. 

Lusia dzięki Wam żyje i wraca do zdrowia, za co bardzo dziękuję.

Przekaż darowiznę z hasłem Lusia  na konto:

MBANK: 84 1140 2004 0000 3302 8248 4626

PayPal: kontakt@razemdlazwierzat.pl

Fundacja Razem Dla Zwierząt

Stare Polesie 25B 05-155 Leoncin

Lusia

wybierz kwotę

lub

Wyślij SMS o treści

Lusia

na numer      7420    (koszt 4,92 pln)

na numer      7928   (koszt 11,07 pln)

i kup tapetę
Regulamin tapet

Lusia i Ania to dwie przyjaciółki. Zawsze znajdą coś ciekawego w trawie

Lusia z dnia na dzień nabiera sił.

Owies, marchewki i zielona trawa przewracają ją do zdrowia. Przytulanie i głaskanie też jej na pewno nie szkodzą.

Do tej pory Lusia była tylko moja. A teraz jest wspólna, trochę Ani a trochę moja.

Ta urocza ośliczka została uratowana dzięki waszej pomocy. Za co Wam bardzo dziękuję.

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Przekaż darowiznę z hasłem Lusia  na konto:

MBANK: 84 1140 2004 0000 3302 8248 4626

PayPal: kontakt@razemdlazwierzat.pl

Fundacja Razem Dla Zwierząt

Stare Polesie 25B 05-155 Leoncin

Lusia

wybierz kwotę

lub

Wyślij SMS o treści

Lusia

na numer      7420    (koszt 4,92 pln)

na numer      7928   (koszt 11,07 pln)

i kup tapetę
Regulamin tapet

Tuż po wybuchu wojny, jako wolontariusz Fundacji benek byłem 14 razy na Ukrainie z transportem karmy dla zwierząt.

Jako wolontariusz Fundacji Benek zorganizowałem transport karmy dla psów i kotów do schronisk na Ukrainie. Ewakuowałem z terenów wojennych ludzi, psy i koty. Na ogarniętej wojną Ukrainie byłem 14 razy.

Już tydzień po wybuchu wojny pojechałem sam z pierwszym transportem. Pierwotnie miałem plan dotrzeć do Charkowa. Skontaktowałem się z tamtejszym schroniskiem – skończyło już się im jedzenie dla zwierząt, a mieli około 300 psów i kotów. To były naprawdę dzikie czasy, nie wiedziałem czego się spodziewać. Bardzo mało było sprawdzonych informacji co tam się naprawdę dzieje. Przygotowując się do pierwszego wyjazdu, szykowałem się jak na wojnę.

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Zabrałem ze sobą dodatkowe 70 litrów paliwa, 20 butelek wódki na łapówki, jedzenia i picia na tydzień, 1000 dolarów na łapówki poutykane w różne miejsca, latarkę, śpiwór, ciepłe ubrania i 1500 kg karmy dla psów i kotów. 

Po przejechaniu granicy noc spędziłem na parkingu zaraz obok. W tym czasie była tam godzina policyjna, ponoć po nocach jakieś grupy rosyjskich komandosów gdzieś tam działały. Tak, że ludność cywilna która dostała broń miała obowiązek strzelać po zmroku do wszystkiego co się rusza. 

Jak tylko się rozwidniło ruszyłem z duszą na ramieniu w stronę Lwowa. Co kilka kilometrów były barykady a na nich żołnierze i cywile z bronią. Każdy inaczej ubrany, w to co miał, aby tylko wyglądało po wojskowemu choć trochę. Broń w ich rękach też różnoraka, kałasze, strzelby, pistolety. Część to chyba pamiętała pierwszą wojnę światową. I na każdej barykadzie sprawdzanie wszystkiego, gdzie jadę i po co. 

Generalnie bardzo pozytywnie byli nastawieni. Ale najbardziej ich dziwiło, że nie wiozę pomocy humanitarnej dla ludzi i żołnierzy. Tylko dla zwierząt. 

Raz tylko jakiś tajniak na barykadzie wziął mnie za jakiegoś szpiega chyba, mam w paszporcie kilka wiz do Rosji i miałem trochę stempelków z lotniska Szeremietiewa w Moskwie z różnych przesiadek. Wybebeszył mi cały samochód i widać że chciał mnie zamknąć. Ale podszedł jakiś wojskowy wyższy rangą i mu powiedział żeby się uspokoił bo będzie afera międzynarodowa. No i mnie puścili. 

Siedemdziesiąt kilometrów do Lwowa jechałem trzy godziny przez te barykady. W międzyczasie okazało się że droga do Charkowa jest zamknięta ze względu na ostre działania wojenne. Na spontanie postanowiłem zawieźć całą karmę do schroniska we Lwowie. 

Nie miałem internetu w telefonie i nie działała mi nawigacja. Musiałem podróżować w starym stylu pytając się ludzi o drogę, co nie było proste bo to schronisko było na strasznym zadupiu. A ja miałem zapakowaną pod korek przyczepkę którą ciężko zawrócić. 

Około południa udało mi się dotrzeć do schroniska. Nawet bez wojny widać było że tam bida z nędzą. Psy nie są trzymane w kojcach tylko wszystkie biegają po całym terenie, gdzie są porozrzucane takie niby budy. To było bardzo ciekawe przeżycie. Wjechałem samochodem na teren schroniska. Wysiadłem a do mnie podbiegło ze 100 psów szczekając i ujadając. Nie należę do strachliwych i bardzo lubię psy, ale i tak adrenalina się podniosła. Zostałem przywitany jak należy przez psiaki, porządnie wylizany. Wypakowaliśmy karmę dla psów i powiedziałem że mogę zabrać trochę psów. Ale się nie zgodzili bo niby z jakąś inną fundacją się umówili że zabiorą psy.

Taki był początek. U mojego znajomego w okolicach Lwowa załatwiłem magazyn, gdzie wywoziliśmy karmę dla psów. Stamtąd jechała ona do schronisk dla psów i kotów, głównie w Charkowie. 

Jeździłem raz w tygodniu moim samochodem z przyczepką. Byłem 14 razy. Czasami jeździły ze mną busy, samochody ciężarowe i tiry. 

Na granicy zawsze były jakieś kłopoty, zwłaszcza ze zwierzętami, które ewakuowaliśmy z Ukrainy. Dwa razy nas zawrócili polscy celnicy. To były ciężkie chwile, te zwierzaki były bardzo umęczone transportem z Charkowa który trwał ze dwadzieścia godzin, później na granicy czekaliśmy z pięć godzin, a później po dwóch godzinach ciągania się z urzędnikami musieliśmy zawrócić. Bardzo mi było ich szkoda, a poza tym nie miałem gdzie ich zawieźć bo ludzie którzy je przywieźli z Charkowa już dawno pojechali. 

Ale jak to się mówi – Polak potrafi. W tym czasie obowiązywał przepis że na jedną osobę można wwieźć do Polski pięć zwierząt, więc cofnąłem się na Ukraińską stronę i oddawałem po pięć psów czy kotów ludziom przekraczającym granicę. Lub brałem do swojego samochodu jakieś dodatkowe osoby, żeby wypadało po pięć na pasażera. 

Raz utknąłem na dobre z trzydziestoma kotami. Nikt ich nie chciał wziąć a jechało w tym czasie w polską stronę mało samochodów, tak że musiałem zapłacić pieniądze Ukraińcowi który zabrał 15 szt. No ale najważniejsze że się udało.

Ukraińscy pogranicznicy na początku wpuszczali pomoc humanitarną bez żadnych formalności. Później zaczęli wymyślać jakieś deklaracje, do których trzeba było dostarczyć toną dokumentów i stać w kolejce z tirami, tak że godziny i noce spędzałem na granicy.  Już mnie dobrze znali na tej granicy w Hrebennym.

Na Ukrainie poznałem pułkownika tamtejszej jednostki ze Złoczowa, tak że zaczęliśmy też dostarczać pomoc humanitarną dla wojska, głównie mundury, lekarstwa i środki medyczne. Dzięki temu miałem możliwość odwiedzić jednostkę wojskową i poznać bliżej tamtejszych żołnierzy. 

Z moich obserwacji i z ich opowieści mogę stwierdzić że Ukraińcy są bardzo zawzięci i brutalni. Stąd pewnie taki sukces w oporze jaki stawiają Rosjanom.

Podczas moich wyjazdów na Ukrainę przeżyłem bardzo dużo miłych chwil, wszyscy się cieszyli i dziękowali. Gościli mnie jak kogoś bliskiego.

Niestety przeżyłem też bardzo dramatyczne chwile, o których tu nie mogę napisać.

Jeżeli chodzi o liczby to sam swoim samochodem z przyczepką zawiozłem 21 ton karmy dla zwierząt i lekarstw dla wojska. 

Ewakuowałem około 100 psów i kotów.

Czy poznajecie tą słodką rodzinkę? to józia i jaruś uratowane przez fundację Koniki Moniki

20.12.2022
Uratowane przez Fundację Koniki Moniki – Józia i Jaruś znów są u mnie.

Józia ma ogromny brzuch, który niemalże ciągnie się jej po ziemi. Klacz ma 18 lat, rodziła od zawsze co roku, teraz znowu jest w ciąży i niebawem na świat przyjdzie jej kolejne źrebię. Spodziewamy się, że nastąpi to wiosną. Do tego czasu mały Jaruś zostanie odsadzony od mamy.

Ze trzy miesiące temu nagrywałem z nią filmik jak ją strzygę. Nawet nie aż tak bardzo jej urosła ta grzywa i ogon. Tylko że poczochrana jest strasznie. Jaruś od tamtej pory zmężniał porządnie, dostał też takiego zimowego futerka. Jeszcze chodzi za mamą, jak to źrebak.

Jaruś i jego mama Józia pozdrawiają ze Starego Polesia

Uratowana przez Fundację Koniki Moniki Józia była dziś u fryzjera. Czyli u mnie. Józia chyba od urodzenia nie miała strzyżonej grzywy ani ogona, bo dredy ciągnęły się po ziemi.

Józia musi być piękna bo szuka sobie domu adopcyjnego. Adoptując Józię w wyprawce dostaje się jej synka Jarusia i malucha, który jeszcze jest w brzuchu.

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Jestem wolontariuszem w fundacji koniki moniki. Jeżdzę na inspekcję koni będących w adopcji.

Pomagam w Fundacji Koniki Moniki odwiedzając miejsca gdzie przebywają jej konie w adopcji. 

Właśnie odwiedziłem stajnię pod Warszawą gdzie mieszkają uratowane Szaman i Florek. To takie dwa duże byczki. Bardzo się polubili. A najbardziej lubią się ścigać. Widać że im tam dobrze. Mają tam towarzystwo innych koni. Mają też psiego kompana do wyścigów. 

Ich los, dzięki pomocy ludzi kochających zwierzęta zmienił się diametralnie. Niedawno stały w kolejce na rzeź, a teraz brykają sobie beztrosko.

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Uratowany przez fundacje konikimoniki Maciuś, jedzie do nowego domu

Uratowany przez Fundację Koniki Moniki Maciuś był u mnie przez tydzień.

Maciuś to bardzo miły koń, tylko trochę wypłoszony. Taki indywidualista, lubi sobie chodzić swoimi drogami.

Maciuś właśnie jedzie do Moniki, gdzie zamieszka z innymi uratowanymi końmi.

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie

Przekaż darowiznę z hasłem pomagam  na konto:

MBANK: 84 1140 2004 0000 3302 8248 4626

PayPal: kontakt@razemdlazwierzat.pl

bLIK: 535 501 501 

Fundacja Razem Dla Zwierząt
Nowy Wilków 37A 05-155 Leoncin

NUMER KONTA DO WPŁAT W EUR
PL90 1140 2004 0000 3012 1800 7761
BIC BREXPLPWMBK

pomagam

wybierz kwotę

lub

Wyślij SMS o treści

RAZEM

na numer      7420    (koszt 4,92 pln)

na numer      7928   (koszt 11,07 pln)

i kup tapetę
Regulamin tapet

Uratowane przez fundację Konikimoniki jaruś i józia właśnie do nas przyjechały

Uratowani przez Fundację KonikiMoniki Jaruś i Józia już zostali zabrani od handlarza.

Ta słodka rodzinka kucyków przyjechała do nas na kilka dni. Jaruś już jest podrośnięty, ale nie może się rozstać z cyckiem. Józia jak przystało na dobrą mamę zasłania malucha swoim ciałem.

Przyda im się na pewno wizyta fryzjera bo dredy mają do samej ziemi. Przyjedzie też do nich po niedzieli weterynarz i kowal. Józia ma już duży brzuch i lekarz musi potwierdzić ciążę.

 

Aby obejrzeć ten film, zaakceptuj reklamowe pliki cookie