Ruda czeka na transport do rzeźni w małym, zimnym boksie w skupie koni rzeźnych. Niespokojnie drepcze wzdłuż metalowej kraty zamykającej jej część obory. Myślę, że drepcze tak już długo, a do tego jest w ogromnym stresie, bo pomimo zimna jej sierść jest mokra od potu. Handlarz mówi, że Ruda nie chce jeść. To niedobrze. Dla handlarza to też niedobrze. Wie, co to oznacza – Ruda więcej się nie utuczy, a nawet prawdopodobnie z każdym dniem będzie tracić na wadze. Więc musi się jej szybko pozbyć.
Od czasu do czasu Ruda rży przenikliwie. Woła. Kogo? Nie wiem. Może innego konia lub kucyka, z którym dotychczas mieszkała. A może właścicieli, którzy ją tu przywieźli…
Na szczęście handlarz poszedł do innych zajęć i zostawił mnie z Rudą samego. Wyciągam w jej stronę rękę z kostką cukru. Ruda ją wącha intensywnie, ale cukru nie chce wziąć. Martwię się o nią.
Mam pomysł, co może trochę Rudą odstresować. Pytam handlarza, czy mogę wziąć ją na linkę i trochę poprowadzać wokół podwórka. Ale on absolutnie się nie zgadza, nie chce o tym nawet rozmawiać. Nie rozumiem, dlaczego. Czy boi się, że ucieknę z Rudą? Ale to handlarz jest tu panem życia i śmierci, więc nie chcę go rozgniewać. Porzucam ten pomysł i robię to, co mogę – zostaję z Rudą na pewien czas. Mówię do niej przyciszonym, spokojnym głosem. W końcu zaczyna zwracać na mnie uwagę i troszkę się uspokajać. Niedużo, ale lepsze to niż nic.
W końcu muszę zostawić Rudą i wyjść. Jeśli chcę naprawdę pomóc Rudej, muszę zebrać pieniądze, żeby ją wykupić i zabrać stąd na zawsze.
Ze względu na stan Rudej handlarz chce się jej pozbyć jak najszybciej. Dzięki temu, że udało nam się zebrać zaliczkę, przełożył transport i dał nam czas do środy aby zebrać brakujące środki. Proszę, spróbujmy zebrać tą kwotę i uratować Rudą.