Mam na imię Marek i mam 49 lat. Mam wspaniałą rodzinę, z którą mieszkam na warszawskim Tarchominie.
Od kilku lat udzielam się charytatywnie, jestem wolontariuszem w kilku organizacjach ratujących zwierzęta. W pierwszych miesiącach wojny na Ukrainie, pojechałem samotnie z trzynastoma transportami karmy dla zwierząt ze schronisk. Udało mi się również uratować kilkadziesiąt psów i kotów z terenów objętych wojną. Już od dłuższego czasu szukałem sobie miejsca, w którym mógłbym zrealizować swoje marzenie o pomaganiu zwierzętom.
Znam od podszewki pracę przy ratowaniu koni skazanych na rzeź. Naoglądałem się dużo cierpienia tych cudownych zwierząt. Tego, jakie mają warunki u handlarzy, nie da się opisać żadnymi słowami. Jak stoją tam samotne i przerażone w oczekiwaniu na transport do rzeźni. Jakie są bezsilne i uzależnione od ludzi. Ich życie jest w rękach handlarzy. Lub w rękach ludzi, którzy są w stanie im pomóc, wykupić zanim pojadą transportem do rzeźni.
Pomysł pomagania tym biednym, zapomnianym przez świat koniom kiełkował w mojej głowie już od dawna. Na własną rękę próbowałem organizować zbiórki wśród moich znajomych, ale kwoty za wykup konia z rzeźni są kolosalne. Samemu nic nie zdziałam. A Fundacja Razem Dla Zwierząt umożliwi mi szukanie darczyńców, którym też nie jest obojętny los tych biedaków.
W pierwszej kolejności skupię się na ratowaniu koni skazanych na śmierć w rzeźni, a w drugiej na zapewnieniu im godziwych warunków do dalszego życia.
Dom dla uratowanych koni jest w Nowym Wilkowie, pod Warszawą.